Zdrowie Życie

Jak wybrać dobrą wędlinę?

Niektórzy z nas lubią jeździć na wieś i przywozić stamtąd prawdziwe swojskie wędliny, produkowane przez kogoś z rodziny. Niestety nie każdy ma taką możliwość. Jak więc wybrać szynki i kiełbasy dla naszej rodziny, klientów, tak aby nie żałować?

Śliska sprawa

Wielu z nas spotkało z dość śliską sprawą jaką są współczesne wędliny. Na stoisku sklepowym wyglądają one wspaniale, świeże apetyczne, aż chciałoby się je zjeść na miejscu. Do tego jesteśmy chyba urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą, bo cena za kilogram oscyluje w granicach kilkunastu złotych.
Uważamy się więc za farciarza, kupujemy spory zapas tylko po to by w domu ze zgrozą stwierdzić, że daliśmy się nabrać jak dziecko. Pięknie wyglądające mięso nie smakuje na nic, a w dodatku po paru dniach robi się dziwnie oślizgłe i zaczyna puszczać soki.  Otoczona wodno-kleistą mazią szynka ląduje więc najczęściej w koszu, a my jesteśmy po prostu źli na siebie.

Jakość nie cena

Jeśli jest popyt, jest i podaż. Skoro klienci chcą kupować szynkę za 15zł za kilo musimy im taką szynkę dać. Każdy zaś kto kiedykolwiek robił domowe wędliny, wie, że w procesie obróbki mięso traci wodę, zmniejszając swoją wagę i objętość. Praktycznie nie da się więc z kilograma mięsa przygotować kilograma szynki. Zawsze pojawi się jakiś ubytek. Gdy dodamy do tego cenę samego produktu może się okazać, że producent musiałby pracować za darmo.
Rozwiązanie tego problemu jest proste. Wystarczy odwrócić proporcję i z kilograma mięsa zrobić półtorej kilograma szynki. Aby tego dokonać mięso napuszcza się wodą i stosuje się środki chemiczne pozwalające tę wodę jak najdłużej w mięsie utrzymać. Do tego dodaje się poprawiacze zapachu smaku i barwniki. Dzięki temu klient otrzymuje produkt tani, ładny, ale niekoniecznie smaczny i nadający się do przechowywania.

 

MOM

W przypadku kiełbas i pasztetów prym wiedzie zaś MOM, czyli mięso oddzielone mechanicznie. Mięso w nazwie trzeba jednak brać w cudzysłów. Bo składnikami MOM’u są też inne elementy w tym skóry, kości, chrząstki i tłuszcze. Wszystko zmielone i przepuszczone przez sita, tak aby przybrało postać gładkiej masy. Jest to bardzo złej jakości mięso, które jednak razem z wodą i tłuszczami stanowi podstawowy element tanich pasztetów i kiełbas.

 

Poniżej krótki filmik pokazujący jak powstaje MOM. Źródło YT, Maria Daubert

 

Czytamy etykiety

Jak uchronić się przed takimi produktami? Po pierwsze patrzmy na ceny. Jeśli jest ona podejrzanie niska warto zastanowić się nad zakupem wędliny. Koleją sprawą jest uważne czytanie etykiet.
Zasada jest prosta im więcej mięsa tym lepiej. Niech jednak będzie to faktyczne mięso a nie MOM (ten musi być osobno wyszczególniony). Kolejna sprawa to ilość wody, skrobi i innych zapychaczy.
Im mniej tych elementów tym dany wyrób jest bardziej „klasyczny” i nie będzie nam puszczać wody czy bardzo szybko wysychać.

Rozmowa z ekspedientem

Jeśli mamy wątpliwości co od jakiegoś produktu, zwłaszcza tego krojonego podawanego na stoiskach, zapytajmy ekspedientka. Nie pytajmy się jednak o to czy dana wędlina nie zawiera chemii. Poprośmy, nawet pod płaszczykiem alergii, że chcemy zapoznać się z etykietą danego produktu. Wtedy sprzedawca ma obowiązek nam ja pokazać. Dzięki temu w prosty i szybki sposób dowiemy się co w danym produkcie „siedzi”.

Uważajmy na normy

Wydawać by się mogło, że produkty spełniające określone normy i chwalące się nimi są lepsze od tych, które ich nie spełniają. Niestety to przeżytek. Kiedyś, do 1993, istniała tak zwana Polska Norma, według której dany produkt musiał posiadać minimum X procent mięsa. Jeśli tak nie było producent łamał prawo. Obecnie niestety nie ma takiej normy. Istnieją za to normy zakładowe, przybierające nieraz różne wyrafinowane nazwy. Normy zakładowe to wewnętrzna sprawa zakładu. W efekcie „Polską wymyśloną normą wyśmienitego smaku” firmy Y może być opatrzony produkt posiadający np. tylko 10% mięsa.
Na szczęście istnieje parę znaków jakości nadawanych przez zewnętrzne firmy, instytucje i urzędy. Jest to np. program „Poznaj dobrą żywność” prowadzony przez ministerstwo rolnictwa, który widnieje na produktach zdrowych, pozbawionych MOM’u i posiadających znikome/zerowe ilości soli i chemii. „Jakość Tradycja” uznany symbol przyznawany produktom regionalnym tworzonym od dziesięcioleci tradycyjnymi metodami. ChNP i CHOG, czyli Chroniona Nazwa Pochodzenia i Chronione Oznaczenie Geograficzne, kategoria Unijna, dla produktów szczególnej wagi i jakości. Niestety w jej przypadku polskie wędliny oznaczone tymi symbolami możemy policzyć na palcach jednej ręki.

Co więc nam zostaje?
Czytać składy i pamiętać, że za dobrą wędlinę trzeba zapłacić.

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Kliknij, aby dodać komentarz